Teresa Gąsiorowska

Synkretyczny pamiętnik nieprzypadkowy. Prowadzenie z Egiptu

Wyjazd do Egiptu nie istniał w moich podróżniczych planach. Pandemia skutecznie poskromiła mój apetyt na wyprawy do nowych, nieznanych miejsc i przeniosła je w inne rejony – zupełnie odmienne, bo do wnętrza samej siebie. Piękna i niezapomniana wyprawa do Brazylii i Argentyny z Biurem Prestige w marcu 2020 roku, gdy oddech pandemii czuliśmy na swoich plecach, umykając przed nią aż do zamkniętych już wtedy granic Polski i w końcu za odosobnione na dwa tygodnie kwarantanny drzwi własnych domów, była ostatnią z moich, a kiedyś naszych wspólnych – z Mężem – wypraw „po Świecie”.

W czerwcu pojawiła się w Borównej – na kilka dni duża Grupa Osób pod przewodnictwem Iwonki Rudnik. No cóż, kolejna Grupa realizująca swój program, o którym nie wiem nic i nie znam nikogo z uczestników i nie wnikam w szczegóły, zajmując się swoimi sprawami wokół prowadzonej Agroturystyki. Zostałam zaproszona do udziału w zajęciach, co zdarzało się i wcześniej i z czego chętnie korzystałam, lecz nie wiązało mnie to z żadną z Grup na stałe… a tutaj sprawy potoczyły się inaczej. Nagle poczułam się częścią tej Grupy – nie pytając i nie prosząc nikogo o zgodę. I może dlatego, gdy Joasia obwieściła termin i program wyjazdu do Egiptu i zostawiła na stole listę do zapisania się na tę wyprawę – zrobiłam to bezwiednie, bez najmniejszego wahania, jakby „rzecz” była dawno postanowiona.

Widocznie „Wszechświat” sam o tym pomyślał i oto jestem. Hurghada, w pokoju Beatka – najpierw mi nieznana, a potem już znana i bliska, statek Renaissance i pierwsze zwiedzanie Luksoru i Karnaku.

Pomiędzy Abydos, a potem już kierunkiem na Kair odwiedziliśmy pozostałe Świątynie Światła na naszym szlaku. Byliśmy u Hathor w Denderze, u Horusa w Edfu, u Sobka i Horusa Starszego w KomObo, u Izydy na File, w pobliżu Elefantyny, u Ramzesa i Nefertari w Abu Simbel. Pozostała nam Giza i Sakkara w połączeniu z Memfis. Wszędzie byliśmy po wcześniejszej lekturze naszej „biblii”, jeśli to tylko było możliwe z medytacjami w grupach, podgrupach lub indywidualnie, wszędzie „napadani” przez natarczywych sprzedawców, gdzie granicą zakupu był ostatecznie „one dolar”, chociaż cena rozpoczynała się od pułapu np. trzydziestu dolarów…. No cóż, taki jest Egipt dla turysty – każda rzecz, czy pamiątka nie posiada swojej realnej ceny, lecz taką wartość, jaką turysta jest w stanie za nią zapłacić. Wiedząc to wszystko i tak popełnialiśmy błędy, bo amok, w jakim znajdujemy się, chcąc obdarować pamiątkami z podróży „cały świat”, czyli rodzinę i naszych przyjaciół, nie zna hamulców i nasze walizki pęczniały niebezpiecznie, rodząc obawy o lotniskowy nadbagaż. A na każdym kroku czyhały, często nie do końca uczciwe niespodzianki i to też należało wkalkulować w ryzyko tej podróży. Jeśli jednak nasze intencje były czyste i prawdziwe, to nic nie potrafiło zepsuć obcowania z tą niezwykłą kulturą tym bardziej, że przybyliśmy do Egiptu nie tylko po kolejny „łyk” tej starożytności, lecz z misją zapoczątkowaną przez Fundację Mądrość Narodów w 2011 roku, o której nie wiedziałam początkowo nic, podejmując decyzję o wyjeździe.

Dokształciłam się nieco dzięki lekturze książek Andrzeja Wójcikiewicza, choć i tak wiem, że to wiedza niewielka jak naparstek i jakby nie o przyswojenie jej ogromu w moim przypadku przecież chodzi, bo któż potrafi ją objąć właściwą myślą i zrozumieniem jeśli zna ją jedynie z podręczników czy filmów, a nie z osobistego z nią obcowania. Poczułam jednak atmosferę świata archeologii, wykopalisk, połączeń w przestrzeni tych niezliczonych i jednocześnie nieprzypadkowych zdarzeń, miejsc, znaczeń i symboli i pogłębiłam to, uczestnicząc w Konferencji „Piramidy i Kosmos”, której Prelegenci są co prawda od lat moimi idolami i niedoścignionymi Fanatykami w zakresie prezentowanych tam tematów, lecz wciąż stawiałam sobie pytanie skąd moja obecność w tym planowanym wydarzeniu, a im więcej wiedziałam, tym bardziej się dziwiłam skąd ja się w tym planie wzięłam.

Gdy ćwiczyliśmy nasze ustawienia – jeszcze na statku – także nie rozmyślałam dlaczego mam stanąć w tym miejscu, które mi wskazano – zgodnie z przesłaniem od Basmata. Stanęłam. W środku Inga – Kwiat Życia – jedyna z czwórki z Ceremonii z 2011 roku, cztery kobiety – energia żeńska – wśród nich ja, czterech mężczyzn – energia męska i ochrona dla tego miejsca, Krystian w Sarkofagu, Andrzej obok i wszyscy pozostali w połączonych kręgach energii według świętej geometrii sześcianu Metatrona, a wszystko po to, by otworzyć bramę do Piątego Wymiaru dla fizycznych ludzi, by mogli odnaleźć siebie w najpiękniejszym ze swoich żyć, o ile zechcą dokonać swego przebudzenia. Gdy Arka Przymierza była w skrzyni za czasów Mojżesza – każdy, kto tam przychodził mógł sprawdzić swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jednym momencie i połączyć się ze wszystkimi wymiarami – tak mówi Duchowy Przyjaciel – Izyda. Dzisiaj pragniemy, by Celebracja, której będziemy dokonywać wzmocniła energię miłości w ludziach, co spowoduje, że będzie trudno nimi manipulować, a iskra miłości – od nas – z Piramidy będzie płynęła do każdej istoty fizycznej przestrzenią wody, powietrza, ognia i ziemi – tak to wyjaśnia St. Germain, a Inga poprowadzi medytację dla uruchomienia energii miłości w Piramidzie i w Arce zarazem i dokona wzniesienia każdego z nas i otwarcia Złotej Bramy Piątego Wymiaru.

Powtarzam sobie te słowa za Duchowymi Przyjaciółmi, gdy uczestniczę w tej niezwykłej chwili – tak głęboko jak tylko moje serce potrafi to unieść, a moja bezwarunkowa miłość rozszerzyć się na cały Kosmos. Płynę w kolorach żółci, zieleni i ciemnego błękitu, wśród których pojawia się też czerwień, fiolet i połyskująca biel. I nie wiem, które kolory biorą prymat nad innymi, bo są wciąż w nieustannym ruchu – otwierają się, zamykają, przepływają przed i za siebie. Idę za słowami Ingi i szukam też wśród nich miejsca dla mojego Męża, bo i dla Niego tutaj przybyłam, lecz sama jestem tylko jakby jednym, wielkim odczuwaniem i przeżywaniem i nie wiem kiedy mija czas przeznaczony na medytację i jestem zdziwiona, że to już koniec, choć wszystko trwało i długo i krótko zarazem, i jakbym straciła miarę i wyczucie czym jest czas, chociaż obcuję z nim już trochę i wydaje mi się, że potrafię dostrzegać jego upływ, choć tym razem okazuje się, że raczej nie. Gdy wzruszamy się potem w swoich ramionach płyną łzy szczęścia i radości, śmiejemy się, pozdrawiamy, każdy na swój sposób mówi, że przeżył chwile niezwykłe i ten moment łączy nas ponownie i wyzwala poczucie spełnienia. Inga robi na moim czole „ptaszka”, jakby otwierała moje trzecie oko i to wrażenie nadal mi towarzyszy, a Krystian?, no cóż… nie wiem jak to przekazać… Zobaczyłam Go w hotelu po raz pierwszy i jako ostatni wziął mnie w ramiona po medytacji…. i nie wiem, czy to był on – jako on, czy On – jako Posłaniec, który przyniósł mi oddech mojego Męża i podzielił się nim ze mną – długo, mocno, niezwykle ciepło i po męsku i przypomniał mi w tym wspólnym tańcu oddechów, że nie tylko były to kiedyś nasze prawdziwie wspólne chwile, lecz że wciąż nieustająco są i na zawsze będą. Urodził mi się wiersz o tym przeżyciu: „Oddech Piramidy”.

Pojawia się w Twoim wdechu

I w moim wydechu

Wraca w moim wdechu

I w Twoim wydechu

Jest mój i Twój

Jest Twój i mój

Dzielę się i łączę

Łączę się i dzielę

I spokój opływa mnie

Jak objawienie

Jak modlitwa do Twojej Piersi

Bioder, nóg i stóp

W mocnym objęciu ramion

Na palce się wspinam

By dosięgnąć Twoich ust

i pozostało w pamięci aparatu niedozwolone przez regulamin zdjęcie – pod ścianą komory, ze skłonionymi do siebie naszymi głowami, na którym trudno rozpoznać, czy Krystian to na pewno on, czy Ktoś, kto przyszedł i zapozował ze mną do tego zdjęcia. A serduszko? – gdy pochyliłam się nad sarkofagiem, by zajrzeć do jego wnętrza zrobiło po prostu „hops” i wskoczyło do jego wnętrza. Zrobiłam mu zdjęcie, na którym zaznacza się czerwoną świetlistą kropką na dnie sarkofagu. Pomyślałam też, trochę jak dziecko, że jeśli to nie było przeznaczone dla niego miejsce, to znajdę je w portfelu – powrocie do domu. I sprawdziłam – lecz nie znalazłam.

Po powrocie z Egiptu trudno mi się wraca do rzeczywistości, bo ona jest już inna, niż była przed wyjazdem. Halinka powiedziała, że trudno się nam z powrotem zmaterializować. Lecz chodzi również o to, że każda chwila zmienia nas w innych ludzi, innych niż Ci, jakimi byliśmy przed tą chwilą właśnie. I jest to nasze szczęście i nieszczęście zarazem. Szczęście – gdy idziemy pogodnie, radośnie i pewnie swoją nową ścieżką, nieszczęście, gdy wciąż oglądamy się za siebie, porównujemy i rozpamiętujemy. Więc implantuję do swojego umysłu i serca słowa Adamusa Saint-Germain: „Jestem Kim Jestem”, tak często powtarzane w medytacjach, bo teraz głębiej rozumiem ich sens i przesłanie. Dziękuję Wam Wszystkim za cudowną współobecność w moim życiu – w tym czasie, gdy to wszystko się stawało, a ja sama stawałam się w nim.

Teresa Gąsiorowska

0 Komentarzy

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Skontaktuj się z nami

Masz pytania? Napisz do nas!

Wysyłanie
©2024 Fundacja „Mądrość Narodów"

Wykonanie: noFlash

lub

Zaloguj się używając swojego loginu i hasła

Nie pamiętasz hasła ?